środa, 11 lutego 2009

39

zaczęło się niewinnie bardzo.
zeszłam rano wściekła, bo śnieg zaczął padać - czyli musiałam auto odśnieżyć.
po wyjściu z domu rano ukazał się moim oczom widok niecodzienny - moje auto zaparkowane, w miejscu średnio do tego przeznaczonym, bo tuż koło schodów i utrudniający dostęp do śmietnika, ale nie blokujący go całkiem, natomiast koło mojego auta stał drugi pojazd - uwieczniony na zdjęciu w lewym górnym rogu (tak, tam było wciśnięte moje auto, i nie, nie jeżdżę maluchem czy innym smartem) (vide drugie zdjęcie od góry po lewej stronie, nie moje to auto, ale tak stałam, tylko przodem wjechałam i od strony drzwi kierowcy miałam idiotę, a od strony pasażera - krzaki.

z racji że wsiadałam sama, bez potomstwa, co się naklęłam to moje, ale spoko, dało się. pojechałam do pracy.

wracałam już z potomkinią i wózkiem dla niej (konkretnie: dzieć w wózku po wypakowaniu z auta) i ... tu problem. dostęp do podjazdu zablokowany całkiem (patrz zdjęcia).

wkurzony telefon do straży miejskiej. przyjechali. blokady panu nie zakładali, nie wiem, czy mandat dostał czy co (jakiś kwitek strażnicy w aucie siedząc wypisywali), ale auto przestawił.




/dokumentacja częściowo komórką zrobiona, częściowo - aparatem foto z góry/

Brak komentarzy: